Matura

Zdałam ! - szczęśliwa

Torebkoholizm

Dzisiaj z moją znajomą byłam załatwić kilka rzeczy na mieści i przy okazji poszłyśmy na rynek kupić trochę owoców i warzyw. Na Górniaku po lewej stronie w małym sklepie kosmetykami można znaleźć produkty firmy Pierre Rene  które bardzo lubię, więc kupiłam sobie lakier Top Flex w kolorze 227, który niedługo Wam pokażę. Wracając z torbami warzyw i owoców przechodziłam obok sklepu z torebkami i się zauroczyłam. Zaczęłam wierzyć w miłość od pierwszego wejrzenia. Połączenie brązu i czerni, mieszcząca spokojnie format a4 i ta śliczna kokardka z przodu.
Jak mogłam się nie zakochać?




Zieleń

Postanowiłam wykorzystać jeden z cieni które przywiozła mi siostra i powstał taki oto zielony makijaż z nutką niebieskiego, rozświetlony lekko żółcią.











Stężony ekstrakt z aloesu - ostatnia deska ratunku.

Dzień jak każdy inny, południe, mgła na dworze, ciemno, zimno, mokro. Nikomu nie chce się z domu wychodzić więc się nawet nie dziwię że w pracy brak ruchu. Korzystając z długiej chwili możliwości nic nie robienia chciałam Wam zrecenzować działanie pewnego beżowo-białego proszku. Jakiś czas temu korzystając z rozbiórki kosmetyków na Wizażu kupiłam kilka hmm półproduktów z sklepu http://www.zrobsobiekrem.pl a dzisiaj zrecenzuję wam coś cudownego, co mnie uratowało, a mianowicie stężony ekstrakt z aloesu.

Opis produktu:


1 gram ekstraktu z aloesu zatężonego 200-krotnie kosztuje 5,95zł
Opakowanie to biały szczelnie zamknięty pojemniczek, a ekstrakt jest w postaci biało-beżowego proszku.
Wydawało mi się kupując że ten 1 gram że będzie to bardzo, bardzo mało, a w rzeczywistości okazało się, że jest to około łyżeczki do kawy czyli dość spora ilość biorąc pod uwagę jak mało tego proszku potrzebujemy ze względu na bardzo mocne zatężenie które jest aż 200-krotne.

Akcja - reakcja:


Moja skóra postanowiła zrobić mi psikusa, dobrze wiedząc że mam plany na weekend i dobrze by było, gdybym ładnie wyglądała, ale stwierdziłam, że tak łatwo się nie poddam i postanowiłam wykorzystać wspomniany wcześniej proszek.
Do małego zakręcanego pojemniczka przełożyłam około łyżeczki kremu do twarzy, bardzo delikatnego, lekko nawilżającego (też z ekstraktami z aloesu o czym zorientowałam się później) i dodałam bardzo małą ilość sproszkowanego ekstraktu (nawet nie wiem jak ją opisać, bo to była mniej więcej mała szczypta).
Kilka razy dziennie smarowałam powstałym kremem zaczerwienione miejsca i o dziwno na prawdę działa, a już bałam się, że będę skazana na użycie bardzo mocno kryjącego podkładu, a nie za bardzo takie lubię.
Specjalnie zrobiłam kremu bardzo małą ilość ok 2ml (w 3ml pojemniczku) by wykorzystać go w ciągu kilku dni i był świeży.

Takie moje osobiste podsumowanie:


Polecam każdemu kto ma problemu skórne, albo np. jak moja siostra obgryza skórki - pomaga łagodzić i przyśpiesza gojenie, ile ludzi tyle zastosowań.
Coraz bardziej przekonuję się do naturalnych wyciągów, ekstraktów i olejków. Jutro korzystając z wolnego dnia mam zamiar przetestować hydrolizat kreatyny, mam nadzieję że będę równie zadowolona jak z ekstraktu.

Kolorowy szał!


Chciałam Wam pokazać 5 cienio-pigmentów które przywiozła mi siostra z Anglii, kosztowały około 0,5 funta, a kolory mają cudowne:

Muszę się nauczyć kręcić filmiki, taki na szybko poglądowy.
Cienie dość duże,pojemniczki ok 10ml - starczą na wieczność, więc postanowiłam się podzielić z pewną kobietą, mam nadzieję, że Jej również się spodobają =)

By wydobyć kolor przyda się baza pod cienie gdyż się osypują, a jeśli połączymy je z płynem Duraline inglota to powstaną nam przecudowne linery =) oto kilka zdjęć:
postaram się jutro upolować lepsze światło i zrobić lepsze swatch'e


  1.   czerń z drobinkami mieniąca się z nutą brązu i butelkowej zieleni
  2.   ciemny mieniący się fiolet
  3.   zieleń lekko butelkowa, żywa, mieniąca się
  4.   pamarańcz z drobinkami, z lekka poświatą łososia
  5.   turkus mieniący się, bardzo żywy, ach zakochałam się w nim =) 



Śniadanko, a może podwieczorek, lub lekka kolacja

Siedzenie w pracy,kiedy nie ma żywej duszy w obrębie kilku metrów sprzyja podjadaniu, wiec chciałam Wam zaprezentować mój sposób na porannego Głoda =P
A jest to : jogurt z amarantusem ekspandowanym.
Nazwa brzmi dziwnie ale jest to bardzo zdrowe i pożywne połączenie.
a o to kilka faktów które znalazłam na stronie www.eprodukt.pl

Amarantus w swoim składzie zawiera:
  • więcej wapnia niż mleko
  • więcej żelaza niż szpinak
  • więcej magnezu niż czekolada
  • więcej błonnika niż owies
  • więcej nasyconych kwasów tłuszczowych niż inne zboża
  • jego białko jest bardziej wartościowe niż sojowe
  • skrobia jest bardziej lekkostrawna niż kukurydziana
  • a poza tym zawiera cynk potas i fosfor i nie zawiera glutenu
Ja kupiłam opakowanie 120gramowe które jest na prawdę duże, bo amarantus jest bardzo lekki za 5,99zł w Rossmannie.Fakty mówią same za siebie, nic tylko jeść.Ja zabieram się za jogurt i zostaje mi tylko godzina i 42minuty pracy =) a potem błogi sen.


                                              Smacznego!



Kolorowe hybrydy

Specjalnie dla antiii zrobiłam mały próbnik kolorów lakierów hybrydowych które mam.
Dopasowałam odcienie z próbnika firmy INS do lakierów które mam gdyż uważam że próbnik znacznie różni się z rzeczywistymi kolorami.
To dopiero początek, marzy mi się jakiś ładny mieniący się fiolecik, niebieski a może granatowy, albo neonowy róż którego ostatnio zabrakło na magazynie.


Dzisiaj przyjedzie do mnie koleżanka więc pokażę wam jak wyglądają pazurki.
Poprzednie trzymały się jej ok 10dni.
Czas wykonania to od 25 do 40-45 minut.
Są jacyś chętni?
ZAPRASZAM

Jak tylko uda mi się złapać więcej światła to pokażę mój kuferek a w nim wszystko co jest niezbędne do zrobienia takich paznokci.

Ps. A może zmienić by śliwkę na moich paznokciach na soczystą czerwień?

Butoholizm =)

Wielokrotnie śmiałam się z mojej siostry jak przychodziła cała w skowronkach z nową parą butów, ale jak zaczęłam pracować to coraz bardziej zaczynałam ją rozumieć. Jakiś czas temu, chyba w kwietniu przy Czerwonym ryneczku zauważyłam wiązane kremowe buty na dość wysokiej koturnie ale stwierdziłam że 99zł jak na buty z a'la ryneczkowego sklepu to trochę za dużo wiec sobie odpuściłam. Jakos 2 tygodnie temu jechałam do hurtowni kosmetycznej po lakiry hybrydowe i kuferek, który wkrótce Wam pokaże i niby przypadkiem ;) przechodziłam obok tego sklepu i zauważyłam napis PROMOCJA -50% ! jak większość kobiet bardzo mnie on zaciekawił ale nie miałam czasu więc pognałam do hurtowni. Dzisiaj znalazłam trochę wolnego czasu między sprzątaniem a sprzątaniem ;) i postanowiłam przejść się do tego sklepu.

Zauważyłam moje wyczekane buciki z ceną 39zł i sie rozpłynęłam na ich widok ale okazało się że rozmiar 38, przymierzyć przymierzyłam ale oczywiście był dużo za duży, więc zaczęłam się rozglądać za jakimiś sportowymi sandałkami i znalazłam czarne rozmiar 37 idealni leżą na stopie,wygodne - myślę - biorę. Podchodzę do kasy a tam na wystawie bardzo podobne buty do tych które mi się tak podobały,lekko jaśniejsze i okazuje się że rozmiar 37, przymierzam i okazują się dobre, od razu na mojej twarzy pojawia się uśmiech i wyglądam jak chomik z skośnymi oczkami =)
Jak niewiele czasem potrzeba do szczęścia.
A oto moje cudeńka:
                           


 Ps. mimo dość wysokiej koturny bardzo wygodnie się chodzi, a sznurowanie sprawia że stopa bardzo dobrze przylega nam do buta.

Słodko słone francuskie wariacje.

Korzystając z wolnego czasu postanowiłam zrobić coś co jadłam jakiś rok temu i bardzo przypadło mi do gustu. Ciasto francuskie ze szpinakiem.
Potrzebujemy

  • opakowanie ciasta  francuskiego
  • mrożony szpinak (450g)
  • pół szklanki mleka
  • sól, pieprz, mały ząbek czosnku
  • łyżka masła
Szpinak wrzucamy do rondelka,albo na patelnię dodajemy mleko i gotujemy aż woda i mleko wparuje, a szpinak będzie gęsty.Dodajemy łyżkę masła,przyprawy i przeciśnięty przez praskę mały ząbek czosnku(albo pół by smak czosnku nie był bardzo intensywny). Zostawiamy do ostygnięcia.
Ciasto francuskie rozwałkowujemy kroimy na kwadraty, do środka wkładamy łyżeczkę farszu i sklejamy przeciwległe rogi, smarujemy białkiem i pieczemy ok 15-20 minut w temperaturze 150-200' z termoobiegiem, uważając by ciastka nam się nie przypaliły.


Jeśli ktoś woli wersję słodką to szpinak może zastąpić marmoladą.
(Dżemu nie polecam bo jest zbyt rzadki a pod wpływem temperatury wypływa i się przypala, o czym się dzisiaj przekonałam,ale najlepiej człowiek uczy się na własnych błędach więc na długo zapamiętam=))
Szybko łatwo i jak smacznie, słodko słone, do wyboru do koloru.

Zupa z zielonego groszku

Siedząc w pracy przeglądałam blogi kulinarne i kilkakrotnie widziałam przepis na zupę z zielonego groszku i bardzo nabrałam na nią ochotę, więc korzystając z dzisiejszego święta postanowiłam ją ugotować.
Użyłam :

  • kilku skrzydełek i szyi z kurczaka na których zrobiłam wywar
  • mrożoną mieszankę jarzynową na zupę
  • trochę mrożonej fasolki szparagowej
  • i oczywiście zielony groszek, również mrożony =)
  • przyprawy: liść laurowy, ziele angielskie, pieprz w ziarnach, sól
Na porcję dla ok. 3-4 osób użyłam 4 skrzydełek, z 250gram mrożonych warzyw, dużą garść fasolki i prawie całe opakowanie mrożonego groszku czyli z 400gram.

Zaczynamy od zagotowania wywaru z  kurczaka i mieszanki jarzynowej, następnie dodajemy fasolkę i większość groszku, gotujemy aż warzywa będą miękkie i miksujemy(pieprz,ziele angielskie i  liście laurowe wyjmujemy), dodajemy resztę groszku i gotujemy jeszcze z 15-20minut.

Ja do mojej zupy dodałam pieczone kawałeczki z piersi kurczaka w marynacie z:
  • słodkiej i ostrej papryki
  • przyprawy do gyrosa
  • soli, pieprzu
  • musztardy francuskiej
  • i odrobiny miodu co nadało mu lekko słodkawi zapach

Kurczaka możemy upiec albo usmażyć, ja piekłam ciastka więc skorzystałam z nagrzanego piekarnika.
(wystające "pałeczki" to upieczone ciasto francuskie które zostało po wykrojeniu ciastek.)

Zupa ma bardzo ciekawy słodkawy smak i ostrawosłodki kurczak bardzo do niej pasuje, a kazałki ciasta francuskiego dodatkowo ją urozmaicają. 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...