Mała zapowiedź jesiennych stylizacji...

Musze przyznać, że są to sesje z których chyba jestem najbardziej zadowolona jak do tej pory. 
Coś zostaje, coś się zmienia. Niby podobne, jak się przyjrzeć to zacznie się różnią.

I pojawia się pytanie:  Od której zacząć?
Spodnie, czy spódnica? tylko która spódnica? :P




Makaron, mięso, żółty ser... czyli to co tygryski lubią najbardziej - Lasagne

Muszę się przyznać iż pierwszy raz w zgodzie i bez sprzeczek udało mi się ugotować obiad z moją siostrą.
Zazwyczaj wszystkie próby wspólnego gotowania kończą się sprzeczkami ponieważ mamy kompletnie inne sposoby i pomysły na tą samą potrawę.
Zdecydowałyśmy się n Lasagne którą bardzo lubi narzeczony mojej siostry.
Rano skoczyłam do Biedronki, a w tym czasie moja siostra znalazła przepis na blogu kuchnia pełna magii
Lekko zmodyfikowałyśmy przepis:

farsz
500 g mięsa mielonego 
3 średnie cebule
2 ząbki czosnku
2 puszki pomidorów
sól, pieprz, bazylia, oregano

sos beszamelowy
1//2 kostki masła
4 płaskie łyżki mąki pszennej
600 ml mleka
gałka muszkatołowa, sól, pieprz

dodatkowo:
makaron do lasagne
ser żółty

Sposób przygotowania:

farsz:
Zaczynami od pokrojenia cebuli w drobną kosteczkę  następnie wrzucamy ją na patenie na której wcześniej rozgrzałyśmy 2 łyżki oleju, aż się zeszkli. 
Dodajemy mięso mielone. Kiedy już się usmaży dodajemy 2 puszki pomidorów, przeciśnięty przez praskę czosnek i przyprawy. 
Smażymy jeszcze około 5 minut.

sos beszamelowy:
Roztapiamy około 1/2 kostki masła, następnie dodajemy 4  łyżki masła i dolewamy 600ml mleka. Podgrzewamy do momentu zgęstnienia cały czas mieszając.
Przyprawiamy solą, pieprzem i gałką muszkatołową

makaron:
W dużym garnku gotujemy wodę, dodajemy trochę oleju i soli. Płaty makaronu wkładamy po kolei starając się by nie skleiły ze sobą.

Ja wybrałam naczynie żaroodporne, ale równie dobrze możemy użyć brytfannę.
Zaczynamy od 3 łyżek sosu beszamelowego, na którym następnie układamy makaron, ponownie sos beszamelowy i farsz. Czynność powtarzamy, 3-4 krotnie ( zależy od wielkości naczynia i tego ile pozostaje nam półproduktów).
Na wierzch układamy starty żółty ser.
Przykrywamy folią aluminiowa vel ameliniową ;) 
wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 180' na około 40 minut.

Tym sposobem po około godzinie powstaje takie oto smaczne cudo:
Są chętni na kawałek lasagne? 


pozdrawiam 
Madzia z pełnym brzuszkiem

Kuchcikowa zapowiedź

Obra bobra czas wziąć się za część praktyczną postowania.
Dzisiaj przygotowania do napisania smacznego posta odbywają się w kuchni.
W roli pomocników siostra i kosz przypraw.
Już wieczorem pokażę Wam mój sposób na szybki i smaczny obiad.

A teraz zmykam do kuchni, bo z moim szczęściem to chwila nieobecności okaże się nadmiernym przypieczeniem, albo i spaleniem ;)

Burleskowy fiolet

Długo zastanawiałam się jak opisać tą stylizację. Myśli i pomysłów miałam wiele, ale jak to ja z decyzją problem wielki. Ostatecznie postawiam na czerń i fiolet.

W momencie kiedy dostałam paczkę od sklepu burleska.pl moje serce zabiło mocniej, a ja w tempie ekspresowym otworzyłam paczkę. Muszę się przyznać, że jestem wielką fanką gorsetów. Mam już kilka w swojej kolekcji, ale jak to z kobietami bywa, chętnie nabyłabym kolejny.
Moja mała, spokojna kolekcja i fioletowy rodzinek:
Znacznie się wyróżnia pośród swoich bardziej stonowanych kolegów.
Śliczny fioletowy odcień, satyna z dodatkiem iskrzących się cekinów. W takim gorsecie na pewno nie zostaniemy niezauważone.
Szeroka tasiemka zawiązana na szyi sprawi, że poczujemy się pewniej w gorsecie, lecz jeśli chcemy to możemy ukryć ją pod gorsetem.

Dodatkowo pod kolor gorsetu  kapelusik który doda smaku naszej stylizacji
A tak prezentuje się moja burleskowa stylizacja.
Do gorsetu postanowiłam założyć proste czarne spodnie i skórzana ramoneskę.
Na szyi jak i w dłoni również czerń
ramoneska: netmoda.pl
spodnie:  sh
gorset  i kapelusik: burleska.pl
torebka: no name


pozdrawiam
zagorsetowana Madzia

Rockowy rudzielec już niedługo

Niedawno wróciłam z sesji z Agnieszką  i nie mogłam się oprzeć, musiałam Wam wrzucić małą zapowiedź ;)



Kobieta zmienną jest

Żartując na początku roku jedna z moich koleżanek stwierdziła, że ten rok spłata mi figla.
Coś się uda, ale i coś stracę.
Jak czas pokazał w moim życiu zmieniło się bardzo dużo, szczególnie w wakacje. Ale wakacje się kończą a życie toczy się dalej.
Czas podnieść głowę i znów wejść do gry. A jak zacząć od nowa to z nowymi włosami :)
Do rudego koloru mam słabość od zawsze. 
Jak jestem ruda to tęskno mi do ciemnego brązu, natomiast jak już mam go na głowie to marzy mi się wrócić do rudości. Zazwyczaj kiedy się uspokajam to farbuję się na brąz. Ale ile można być spokojnym. 
Czas zaszaleć.
Dzisiejszy post będzie o mojej małej przemianie. 
Życia nie można brać całkiem na serio, wiec chcąc dodać temu postu trochę uśmiechu nie ocenzuruję go z moich durnych przemyśleń i komentarzy( tych kolorowych) , więc będziecie mieli z czego się pośmiać.

Zabawę czas  zacząć:

Jak już jednego dnia postanowiłam (w sumie o 3 nad ranem) tak drugiego dnia skoczyłam do Rossmanna na małe zakupy.
Jak byłam ruda ( z 2-3lata temu) farbowałam włosy farbą Delia 7.44, lecz już od paru miesięcy nie widziałam jej na sklepowych półkach.
Do mojego koszuka wrzuciłam: 2 dekoloryzatory, 1 rozjaśniacz, szampon Isana i piankę facelle
( tak sobie szłam rossmannowymi alejkami i mimo iż szamponów w domu kilka jak i żeli facelle to piance oprzeć się nie umiałam, ale w sumie to tylko 4,99 )
Przytuptałam grzecznie do domu i nałożyłam sobie dekoloryzator.

Krok 1 - dekoloryzacja

A w środku kartoniku znajdują się:
* krem dekoloryzujący
* aktywator
* regenerujacy balsam do włosów
* rękawiczki ochronne

Zawartość tubki siup do butki trząchu trząchu i na włosy 

Najpierw na końcówki, a po 20 minutach na całość włosów i tym sposobem po około 40 minutach. Po umyciu włosów i ich wysuszeniu miałam włosy w kolorze średniego brązu (oczywiście przy czubku głowy był to jasny brąz ale oj tam oj tam z myślą że efekt końcowy będzie w miaaaarę jednolity)


W średnim brązie, (że tak ujmę ten bliżej nieokreślony niejednolity kolor) poczłapałam do kuzynki po moją baleową paczuszkę.  Wracając z uśmiechem od ucha do ucha przechodzący obok ludzie patrzyli się na mnie jak na jakąś świrniętą.

Krok  2 - rozjaśnianie
Postanowiłam, że jak tyko mama wróci z pracy, to idziemy na całość.
W sumie to wyszło na połowę.
Połowę ponieważ mama nałożyła mi rozjaśniacz mniej więcej od ucha w dół (i tym sposobem miałam maksymanie tandetne i nieudane brązowo-żółte ombre, bo bondem tych końcówek nazwać się nie da)

 Nadszedł i dzień kolejny poczłapałam znów do Rossmana wymienić jeden z dekoloryzatorów na rozjaśniacz w którego skałd wchodzi:
* saszetka preparatu rozjaśniającego
* butelka utlleniacza
* saszetka balsamu ceramidowego
* instrukcja obsługi 
* rękawiczki ochronne


Jak wróciłam akurat przyjechała siostra, którą kolokwialnie postanowiłam wykorzystać
Tak, tak siostrzyczko, pamiętaj jak baaardzo mnie kochasz :*
 Ale chyba karma mnie dopadła i w połowie rozjaśniania brakło rozjaśniacza.
Tym sposobem miałam tył głowy blond a przód brązowy.
Co jak co ale to śmiesznie nie było ani trochę mimo iż wszyscy mieli 
ubaw po pachy. Na szczęście siostra mnie uratowała. I zakapturzona pojechałam do Rossmanna po kolejny rozjaśniacz. Chcąc wyprzedzić fakty wzięłam od razu dwa.  Wróciłyśmy do domu i siostra nałożyła mi rozjaśniacz na pozostałe włosy.
Po kolejnych 40 minutach i zmyciu rozjaśniacza wyglądałam jak żółciutki kurczaczek.
Jeszcze przed całym przedsięwzięciem pomyślałam, że skoro i tak i tak muszę rozjaśnić włosy by ostatecznie były jasno rude to może bym tak pobyła blondynką przez tydzień.
Jak zobaczyłam się w lustrze to stwierdziłam, że to baaardzo głupi pomysł i że w żółte włosy są jakieś nietwarzowe ;)

Krok  3 - farbowanie

Wiec czym prędzej nałożyłam na włosy farbę.
Farbę którą kupiłam przypadkiem w małej drogerii akurat w promocji po 6,90zł
Była to moja pierwsza farba w musie i trochę się bałam, że jedno opakowanie to będzie za mało, ponieważ zazwyczaj na włosy nakładam 2 opakowania farby.
Najwyżej znów miałabym zrobione pół głowy, w sumie można się przyzwyczaić, takie małe rozdwojenie;)

O dziwo farbę nakłada się bardzo prosto i jest bardzo wydajna. Ja na moje włosy zużyłam mniej więcej 2/3 opakowania.
Odcieni chyba nie jest jakoś bardzo dużo, ale ta miedź od razu wydała się być stworzona dla mnie.

Tym sposobem zestresowana przez kolejne 30 minut siedziałam z pomarańczową paćką na głowie i modliłam się by jakoś w miarę wyglądać.

Wrażeń było co niemiara, od nieudanego ombre, przez Cruellę de Mon tylko z przedziałkiem w poprzek głowy, kanarkowy blond, aż do wyczekanego i wymarzonego rudego.

A oto efekt całego tego cyrku:
Oczywiście zdjęcie super hiper jakości :) ale na dniach panuję małą sesyjkę, więc wtedy pokażę Wam dokładniej swoje nowe oblicze.

Ps. Post trochę niecodzienny, dajcie znać jak Wam się podoba mój nowy kolor i co myślicie o takim swobodnym pisaniu ?


pozdrawiam
Rudzielec

Z zachodu przywędrowały do mnie...

Jak już zdążyliście zauważyć mam słabość do niemieckich kosmetyków. 
W weekend przyjechała moja chrzestna i przywiozła mi paczuszkę takich oto cudowności.
 żel pod prysznic o zapachu jagód 
 nawilżający krem do rąk z mocznikiem i kokosowy że do golenia
 szampon do włosów z mango i dwie nawilżające odżywki do włosów z alverde
moje ulubione szampony również z averde

Lubicie niemieckie kosmetyki? Może macie swoje ulubione godne polecenia?

Rumiankowe nawilżenie

Intensywna Terapia dla suchej skóry
Herbacin... opieka dla Ciebie i Twojej skóry od ponad 100 lat




Opis producenta:

Specjalna formuła zawierająca olej oset, witaminy A i E , naturalne ekstrakty z aloesu, rumianku, nagietka nawilża i łagodzi skórę skłonną do stanów zapalnych. Regularne stosowanie wygładza i odczuwalnie poprawia kontury skóry. Nadaje się do wszystkich rodzajów skóry. Stosowany codziennie wygładza i uelastycznia skórę. Krem szybko się wchłania i chroni przed przedwczesnym starzeniem się skóry. Herbacin Moisturizing Cream to intensywna opieka medyczna skóry Twojej twarzy, dekoltu.

Zawiera organiczny ekstrakt kwiatu rumianku.
 
 Testowany dermatologicznie. Nie testowany na zwierzętach. Nie zawiera parabenów i składników pochodzenia zwierzęcego.
cena: 23,90 zł
pojemność: 100ml
dostępność: beautyfanatic

Moja opinia:

Ten krem towarzyszy mi już kilka miesięcy, więc postanowiłam podzielić się z Wami moją opinią na jego temat.
Zacznę może od opakowania, jest to zwykła miękka tubka która pozwala nam bardzo dobrze dozować ilość produktu. Niestety nie jest przezroczysta, więc nie widzimy ile produktu zostało.
Krem jest biały i dość gęsty przez co bardzo wydajny. Zapach bardzo delikatny, lekko rumiankowy.
Stosowałam go wieczorem zaraz po umyciu twarzy, nakładając grubszą warstwę oraz na dzień cieniutką pod makijaż. Przy grubszych warstwach niestety czasem się rolował. Krem nie zapycha, czego troszkę się obawiałam, lecz wraz z dobrym nawilżeniem poprawiła się kondycja mojej skóry.
Przy nałożeniu cienkiej warstwy wchłania się dość szybko nie pozostawiając filmu na skórze, więc jest idealnym kremem pod makijaż. 

Przy systematycznym stosowaniu już po około 2 tygodniach zauważyłam, że moja skóra jest lepiej nawilżona, zniknęły suche skórki.
Opakowanie zawiera aż 100ml kremu i jest to chyba największy krem do twarzy jaki miałam, spokojnie starczy nam na długo.

Skład:

 Woda, Dicaprylyl Ether, Cetearyl Alcohol, Ethylhexyl Palmitate, Glycerin, Sorbitol, Carthamus tinctorius (Szafran) Seed Oil, kwas stearynowy, glikol propylenowy, Hydrogenated Palm Glicerydy, Dimethicone, Sodium Cetearyl Sulfate, Chamomilla recutita (Matricaria) Extract, Aloe Barbadensis sok z liści , ekstrakt z kwiatu nagietka, pantenol, octan tokoferolu, palmitynian retinolu, guma ksantanowa, Phenoxyethanol, Methyldibromo Glutaronitrile, Bisabolol, Fragrance, tetrasodu EDTA.

Krem możecie zakupić w sklepie beautyfanatic do którego serdecznie zapraszam:

Już za pare chwil, za chwil pare

Może bez plecaka i gitary, ale z dużą walizką i aparatem czas wyruszyć znów do poznania a drugą edycję Weekend'u VIP.
Pakuję się od 2 dni, co chwilę dokładając coś do walizki a i tak jestem pewna że zapomnę najważniejszego :)
Baterie w aparatach naładowane, karty pamięci naszykowane.
Możecie spodziewać się duuużo zdjęć.
A tym czasem kładę się spać by jutro mieć dużo energii :)

Mała zapowiedź: fiolet... cekiny...

Dzisiaj zawitał do mnie uśmiechnięty listonosz wręczając mi dużą białą kopertę.
Jak tylko zobaczyłam nadawcę uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
Ach jak ja lubię fiolet... cekiny... istna burleska
Już niedługo postaram się zrobić ciekawą stylizację :)

pozdrawiam
zagorsetowana Madzia

BingoSpa błoto z morza martwego z Radual +

Dziś chciałam się podzielić z Wami moja opinią na temat produktu który pokochała moja twarz. 
Moim zdaniem jest to jeden z najlepszych produktów BingoSpa.
Opis producenta:
`Redual+` maseczka błotna do twarzy i ciała Bingo Spa to preparat na bazie Czarnego Błota z Morza Martwego o silnym działaniu odżywczym na skórę. Jest nadzwyczaj skuteczne w walce z problemem przetłuszczającej się skóry, niezastąpione w pielęgnacji cery tłustej i mieszanej oraz nieocenione w zwalczaniu trądziku i wykwitów skórnych wywołanych łojem zatykającym pory skóry. Redual+ ma dobroczynny wpływ na pory skóry – odtyka je, ściąga, dezynfekuje, pielęgnuje, oczyszcza, co może owocować zmniejszeniem wydzielania się łoju i zmniejszeniem ryzyka pojawienia się zmian trądzikowych.
Tłusta, z rozszerzonymi porami cera, mająca skłonność do zanieczyszczeń i wągrów, dzięki błotnej maseczce jest wygładzona i oczyszczona.
Maseczka błotna BingoSpa wspomaga leczenie:
- trądziku młodzieńczego, najczęstszej choroby skóry, na którą choruje ok. 95% chłopców i ponad 80% dziewcząt w wieku dojrzewania,
- wyprysków,
- łojotoków,
- łuszczycy,
- atopowego zapalenia skóry.
Maska Redual+ to produkt w 100% naturalny, bez dodatków zapachowych i konserwujących.
cena: 20zł
pojemność: 150g
dostępność: drogerie kosmetyczne i sklep BingoSpa

Moja opinia:

Opakowanie:
Plastikowy,przeźroczysty, zakręcany szczelny słoiczek.
Konsystencja / kolor:
Gęste jednorodne błoto. Czasami na dnie osiada, natomiast na powierzchni jest więcej wody lecz wystarczy wymieszać szpatułką
Pojemność / wydajność:
Opakowanie zawiera 150g produktu co przy stosowaniu 2 razy w tygodniu wystarczyło mi na niecałe 2 miesiące stosowania.
Działanie:
Maskę nakładałam na oczyszczoną skórę twarzy. Na początku maskę nakładałam na około 7 minut, czując delikatne szczypanie. Po około 3cim czy 4tym razie maskę zaczęłam nakładać na 10-12 minut. Moja skóra jest dość grupa więc szczypanie/pieczenie było bardzo delikatne. Po jej zastosowaniu skóra była zmatowiona, lekko ściągnięta i oczyszczona. Przy systematycznym stosowaniu pomagała zasuszyć ewentualne wypryski co przyśpieszało ich gojenie.
Dodatkowo coraz mniej zmian się pojawiało pory były oczyszczone.
Bardzo polubiłam tą maseczkę i uważam, że jest idealna dla tłustych trądzikowych cer.

Skład:

pozdrawiam 
Madzia

Niebieski kapturek ;)

Dzisiaj trochę jesiennie, ale nadal kolorowo. W roli głównej mój ulubiony granatowy 'kubraczek' który ze względu na, krótki rękawek noszę tylko pod koniec wiosny i na początku jesieni, bo niestety później marzną mi ręce.  Chcąc przełamać zimny odcień narzutki dobrałam do niej bordowe bryczeso-leginsy, że tak to ujmę ;) Bardzo wygodne i idealne na aktywniejsze, zabiegane dni. Pod spód zwykła czarno grafitowa bluzka z długim rękawem. Już lekko zużyte ale najwygodniejsze buty jakie miałam.  I oczywiście torebka, w tym przypadku jeden z moich zeszłorocznych nabytków. Prosta, lekko lakierowana, dwukomorowa w kolorze ciepłego karmelu z nutą rudości. Na prawej ręce złote bransoletki z efoxcity.net no i oczywiście brązowe okulary przeciwsłoneczne z którymi się nie rozstaję.
narzutka: allegro/korea
bluzka: butiq
spodnie: sh
buty: ryneczek
torebka: ebay
bransoletki złote: efoxcity.net
czarne bransoletki: pożyczone od Agi


pozdrawiam
Madzia

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...